Zdjęcie, które widzicie, zrobiłam ja. To moja indukcja. I jej wyraz, kiedy uznała, że przegrała ze mną po 5 latach. Ale od początku.
Siadłam dziś po obiedzie. Patrzę się na tę indukcję i krew mnie znowu zalewa. Patrzę się na laptopa. Olśnienie! Przecież jest ten cały Gogel! Otworzyłam laptopa, wpisałam jak wyczyścić indukcję i znalazłam. Tak przyznaję się, nie zawsze wiem wszystko. Dowiedziałam się, że te naloty, brzydkie plamy to jest tlenek sodu. W Gogelu otworzył mi się jakiś film, a tak wiertarką po indukcji i tych plamach jeżdżą. Myślę sobie, skoro oni wiertarką, to Janina da radę ręcznie. I zaczęłam walkę.
Spryskałam środkiem do tłustych plam i brudów. W każdym sklepie go dostaniecie. Nie chce pisać firmy, ale ważne, aby spryskiwacz miał sitko na wylocie i robił pianę, taką jak widzicie na zdjęciu. Odczekałam 30 minut i dawaj z całej siły druciakiem, takim zwykłym, kuchennym, co się garnki czyści. Przestałam, aż zabolały mnie ręce. Zeszło jakieś 20 procent. Ale… co najważniejsze, indukcja cała bez rys. A ja głupia stara baba przez 5 lat się martwiłam, aby nie porysować. Po 2 godzinach domyłam. Ale nie jestem zadowolona. Zostało jakieś 15 procent. Ale jak przez 5 lat narastało, to co się dziwić, że nie schodzi od razu. Bolą mnie ręce, barki, ale jestem zadowolona. Rano zrobię resztę. Zdjęcie efektu końcowego tej samej powierzchni, na której ta modra teraz mnie straszy wstawię, abyście widziały efekt. Żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia na początku, ale nie wierzyłam, że się uda.
Dobrej nocy.
Janina Michałowa